wtorek, 19 listopada 2013

Legginsy od Aloha From Deer



Przyszły! A czekałam na nie okropnie długi miesiąc! Legginsy z nadrukiem jednego z moich ulubionych obrazów - „Narodziny Wenus” Botticellego, o którym uczyłam się, jeszcze nie tak dawno, na egzamin ze sztuki nowożytnej.

Jestem od kilku miesięcy totalnie zachłyśnięta motywem dzieł artystycznych (przede wszystkim malarskich) nadrukowanych na ubrania. Uważam, że to fantastyczny nowy trend, który zdobędzie szybko popularność. Mój entuzjazm wynika po części z faktu, że studiując historię sztuki mam wielki sentyment do niektórych obrazów! Można powiedzieć, iż dzieła, które pokochałam odzwierciedlają po części moją osobę.

Sandro Botticelli - Narodziny Wenus (ok. 1485)

Otrzymawszy zamówienie, trochę się jednak rozczarowałam. Pierwsze co mnie ugryzło: nadruk z bliska jest nieostry, jakby rozmazany. Na szczęście nie psuje to efektu, obraz doskonale prezentuje się z nieco większej odległości niż mój nos vs materiał (jak widzicie na zdjęciach). No dobra, zakładam! Marszczę brwi, gdy legginsy okazują się dziwnie ciasne. Nie jestem przecież pulchną osobą, a nogi mam raczej patykowate! W ramach ostrożności, gdyż jestem dość wysoka, zamówiłam nawet większy rozmiar – z dostępnych XS/S oraz M/L wybrałam ten drugi. Mimo to, materiał trochę za mocno opina mi nogi. Może się rozejdzie? Brakuje mi w składzie elastanu, wredne legginsy w ogóle się nie rozciągają. Jednak bardziej wkurzający okazuje się fakt, że gatki dosłownie zjeżdżają mi z pupy! Guma w talii przewidziana na kogoś z większym brzuszkiem. Trochę mnie to zaskakuje.

Mimo wszystko przyznaję, że legginsy wyglądają czadowo. Liczę, że się nieco rozejdą, a gumę może uda mi się wymienić. Zawsze uważałam, iż legginsy to najwygodniejsze ubranie świata – tym tutaj niestety muszę odmówić tej cechy. Ale jak to powtarzała Anna dello Russo: „Fashion is always uncomfortable, if you feel comfortable you never get the look”.

Legginsy - Aloha From Deer [ok. 80 PLN via Złote Wyprzedaże]


Follow my blog with Bloglovin

piątek, 1 listopada 2013

Happy Halloween!



Mam nadzieję, że większość z Was świetnie się bawiła na różnego rodzaju straszliwych imprezach :) Moja druga połówka i ja postanowiliśmy w tym roku nawiedzić klub Parlament w Gdańsku. Nie zawiedliśmy się, bo wystrój + muzyka + ludzie byli mrocznie zakręceni i wprost rewelacyjni! A równo o dwunastej nastąpił pokaz układu tanecznego z kultowego „Thrillera” Michaela Jacksona! :)

Wystąpiłam tej nocy w wersji strasznej lalki, a mego lubego wystroiłam na zombiaka. Prosto i wygodnie, bo jednak szliśmy do klubu z nastawieniem na ostre tańce. Jak Wam się podoba nasz makijaż? Pochwalcie się za co Wy się przebraliście! :*



Krwawe całuski